2/05/2013

Adulthood


Kiedy wiemy, że jesteśmy dorośli? Albo najpierw – kiedy wiemy, że zaczynamy dojrzewać? Tak, tak. Ja znam tą historię o buncie, dojrzewaniu „płciowym”… Ale skupmy się na tym takim „dorosłym zachowaniu” – i nie mam na myśli od razu bycia odpowiedzialnym za czyjeś życie czy wychowywaniu trójki dzieci…

Ja wiem, kiedy zaczynałam „bycie dorosłą”. Pamiętam jak byłam mała i chciałam koniecznie zachowywać się tak, jak moja mama: nosić obcasy, malować się… Mama jednak nie pozwala mi na to – czasem mogłam pobawić się tak w domu (mam kilka bardzo upokarzających zdjęć z tamtego okresu). Ale pamiętam też, że chciałam ZAPRASZAĆ KOLEŻANKI NA KAWĘ. Chciałam pić z nimi kawę i rozmawiać. Tylko. I kiedyś zaprosiłam moją koleżankę Olę. Oczywiście nie piłyśmy kawy, tylko herbatę, babcia dała nam ciasteczka, a my usiadłyśmy w pokoju i zaczęłyśmy ROZMAWIAĆ. Ta nasza rozmowa trwała może z dwie minutki, bo zaraz zaczęłyśmy bawić się lalkami. Wtedy wiedziałam, że to jeszcze nie jest TO – dotarło do mnie, że nie jestem jeszcze gotowa na siedzenie przy kawie i rozmawianie… Teraz – jest to moja ulubiona czynność. Lubię (jak Monika Richardson w reklamie) usiąść i porozmawiać przy dobrej kawie. (Dobra kawa to nawet zwykła rozpuszczalna kawa z biedronki – nie znam się na kawach, po prostu uwielbiam ich smak.)

Druga rzecz – pamiętam jak wpisywałam się komuś do Złotych Myśli. Pytanie nr 178 brzmiało – czy lubisz słuchać muzyki? Kto NIE lubi słuchać muzyki?! Hm… ale słuchać muzyki w taki sposób, że siedzisz w fotelu i nie robisz nic innego tylko masz słuchawki w uszach i mp3 w ręce (wtedy to discmana) i słuchasz. Próbowałam tak zrobić – włączyłam muzykę (pewnie z walkmana) i usiadłam. Nie dało się wytrzymać! Tak mnie to nudziło, że poszłam z tym moim nieszczęsnym walkmanem na dwór, przejść się, zaraz spotkałam moje koleżanki i zaczęłam się z nimi bawić… I to był koniec mojego słuchania muzyki. Z kolei teraz mogę właśnie nałożyć słuchawki na uszy i myśleć… albo nie myśleć…

moja kuzynka
Po takim małych rzeczach, czynnościach wiemy, że zmieniamy się. Że dojrzewamy i może nawet stajemy się doroślejsi. Że wystarczą nam inne rzeczy do „zabawy”. Nie musimy biegać po podwórku i krzyczeć. Ale ja właśnie CHCIAŁABYM biegać po podwórku i krzyczeć, i spędzać całe dnie na drzewie czy na trzepaku.

Ale teraz musi mi wystarczyć kawa…
Przecież jestem dorosła. 

1/13/2013

Magic space


Tytuł wszystko wyjaśnia. Tym, którzy są wiecznymi marzycielami, artystami, są zakochani ze wzajemnością, lub noszą w sobie duszę dziecka. Tymi, dla których „czucie i wiara przemawiają silniej niż mędrca szkiełko i oko”. Z kolei dla tych, którzy czytając to (? są tacy ?) patrzą ze zdziwieniem w ekran i może nawet komentują – ona nie jest normalna = to poetka – termin "magiczna przestrzeń" nie znaczy nic. Tej drugiej grupie postaram się wytłumaczyć to, jak najlepiej potrafię. Postaram się wyrazić jak najmniej literacko.
Magiczna przestrzeń – miejsce.
Hm… inaczej…
Magiczna przestrzeń – miejsce, w którym czujesz się swobodnie.
Nie. Swobodnie można się czuć w sklepie z ciuchami.
Magiczna przestrzeń – naturalne miejsce, w którym czujesz się swobodnie.
Swobodnie? Że można rozebrać się i biegać nago po łące?
Magiczna przestrzeń to takie miejsce, w którym czujesz się wyjątkowo, które sprawia, że odrywasz się od rzeczywistości, czujesz przyjemne, delikatne ukłucie w żołądku i doświadczasz tego miejsca każdym zmysłem.
No mniej literacko w moim przypadku, nie dało się tego opisać.
Marzysz o tym miejscu, czujesz jego zapach, dotykasz powietrza w tej magicznej przestrzeni, słyszysz to miejsce, smakujesz je i widzisz – widzisz je oczami (duszy). Tęsknisz za nim, wracasz do niego w marzeniach, relaksujesz się myśląc o nim, ale jednocześnie pobudza Cię ono do działania.
Zastanów się – na pewno znasz takie miejsce…?

Las Caletillas – całe miasteczko. Bez zbyt wielu turystów, z lokalną społecznością i oceanem uderzającym o wybrzeże, na którym stoi Twój mały biały domek.

Pole koło gospodarstwa mojego wujka. Nie wygląda jak pole ze znanych filmów – piękne zabudowania gospodarskie, krówki na łące i mieszkanki noszące kolorowe chusty. Ale mam tu złote kłosy, błękitne niebo i drogę, przez którą przejeżdża tylko kilka samochodów na godzinę.

Staw (raczej powinnam powiedzieć – zbiornik przeciwpożarowy) niedaleko mojego rodzinnego domu. Nierówny teren, wilgotne powietrze, gęsty las.

Moich magicznych miejsc jest jeszcze więcej, ale pozwólmy im rozwijać się spokojnie w mojej wyobraźni…