8/30/2012

Daydream


W Stanach rodzice nadają swoim pociechom (nie)zwykłe imiona. Jest tutaj Jabłuszko, Koc, Bluszcz czy Chochlik. Gdybym ja urodziła się w tym wielkim kraju, mama powinna przypisać mi imię Dreamer. Całe moje życie, odkąd pamiętam, aż po dziś dzień, nic innego nie zabiera mi tyle czasu co marzenie. Marzę o wszystkim, o karierze top modelki, o darze zatrzymywania czy cofania czasu, o domku w Prowansji, o wieczorze spędzonym we włoskiej restauracji, o możliwości obdarowania rodziny czy przyjaciół niesamowitymi prezentami jak podróż na Bali. Marzę i wyobrażam sobie różne rzeczy. Wizualizuję. Pamiętam różne sceny z mojego cudownego dzieciństwa – niektóre lepiej, inne przez mgłę. Kiedy miałam może cztery lata kładłam się na sofie, na plecach, z głową zwisającą do góry nogami i wzrokiem utkwionym w sufit. Natychmiast przenosiłam się do innego świata – takiego, w którym stąpałabym po suficie, przeskakując między żyrandolami… Jako dorosła osoba (podobno dorosła, mój dowód osobisty potwierdza osiągnięcie przeze mnie wieku pełnoletności) wciąż powracam do świata marzeń. Wdycham zapach letniego wieczoru, zamykając oczy, wyobrażając sobie bieszczadzką łąkę… i siebie,  pośród wysokich wypłowiałych traw, na tle zachodzącego słońca, przysłoniętego ciemnoszarymi chmurami…
Zdecydowanie, imię Marzycielka pasowałoby do mnie IDEALNIE.


In the U.S. parents give their children (un)common names. There is Apple, Blanket, Ivy and Pixie. If I was born in this big country, mom should assign me the name: Dreamer. All my life, since I can remember, to this day, nothing else takes as much time as my daydream. I dream about being a top model, the gift of stopping or reversing the time, about the house in Provence, an evening in the Italian restaurant, the possibility of giving the amazing gifts such as a trip to Bali. I dream and imagine things. Visualize. I remember various scenes from my wonderful childhood... When I was four I used to lie on the sofa, on my back, with my head hanging upside down and staring at the ceiling. At once, I moved to the different world - one in which I was walking on the ceiling, jumping between the chandeliers ... As an adult (my identity card confirms my age of consent) I still return to the world of dreams. Inhaling the scent of a summer evening, closing my eyes, I'm dreaming about the Bieszczady's meadow ... and myself, surrounded by tall faded grass, in the background of the setting sun, obscured by  dark gray clouds... 
Definitely, the name: Dreamer would suit me PERFECTLY.

8/13/2012

A small part of summer

Lato to szczególny czas. Letnie noce są z reguły ciepłe i krótkie. W moim rodzinnym domu, przed snem, zawsze przysłuchiwałam się świerszczom, rechoczącym żabom i śpiewającym słowikom. Patrzyłam na granatowe niebo, na którym ktoś zawiesił srebrny księżyc. Wdychałam całą piersią zapach lata, wakacji, beztroski. Teraz kiedy mieszkam w dużym mieście brakuje mi tego. Chociaż w głębi duszy wiem, że niektóre doświadczenia powinny pozostać wspomnieniami. 
W każde wakacje odwiedzam moją rodzinę na wsi. I to nie są żadne agroturystyczne wczasy. To ciężka praca bez dnia wolnego. To zdanie się na kapryśną pogodę. Nie ma pasących się krówek na zielonej łące, ani złotych łanów zboża koszonych o określonej porze. Nie ma gąsek, kaczuszek ani kurczaczków. A szkoda - bo czy nie o to "chodzi" na wsi? Dla mnie najważniejsze jest to, że spotykam się tam z moją niesamowitą rodziną, najbardziej gościnnymi ludźmi na świecie; również to, że czasem mogę im pomóc (jak choćby obrać ziemniaki na obiad); to, że po pomidory chodzi się do ogródka, a nie do sklepu... 
Lato to dla mnie wyjątkowy czas. O lecie mogłabym napisać piosenkę, wiersz, powieść albo i trylogię. Ale te dwa wspomnienia powinny wystarczyć na dobry początek.

Summer is a special time. Summer nights are usually warm and short. In my family home, before bedtime, I used to listen to crickets, chortling frogs and singing nightingales. I looked at the blue sky, where someone hung a silver moon. I used to breathe in the smell of summer, vacations, easiness. Now, while living in a big city, I miss it. Although, I know that some experiences should stay memories. 
In every summer I visit my family in the countryside. But this is not a vacation. It's a hard work without a day off. Thinking about a capricious weather. There are no pretty cows grazing on the green meadow, or the golden cornfields cut at a certain time. There are no geese, ducks or chickens. It's a pity... But for me the most important is that I meet there my amazing family, the most hospitable people in the whole world, also the fact that sometimes I can help them (like peeling potatoes for dinner), and I go to the garden for tomatoes, not to the shop... 
Summer is a special time for me. About summer I could write a song, poem, novel or even the trilogy. But these two memories should be enough at the beginning.

8/02/2012

True inspirations

Czy zastanawialiście się kiedyś, co Was inspiruje? Tak „od środka”? Czy istnieje, coś takiego, co motywuje Was do przemyśleń  i działania? Nie mówię tu o pełnym żołądku po imieninowym obiadku u cioci czy o czarnobiałym  zdjęciu jeans’owych spodenek z flagą USA. Zastanówcie się, czy jest coś dzięki czemu czujecie miłe motylki w brzuchu, coś co przywołuje wspomnienia z beztroskiego dzieciństwa, coś dzięki czemu chwytacie za pióro i zaczynacie pisać powieść? Albo coś, co pozwala Wam wyjść z domu sprzed ekranu komputera, nie brać ze sobą ani telefonu, ani mp3 (!), ruszyć przed siebie szukając cichego lasu czy łąki, położyć się w trawie i pomyśleć…? Ja takie coś znalazłam. I odnajduję TEGO coraz więcej.
Na pewnej stronie (pinterest) przypadkowo znalazłam użytkowniczkę o nick’u „Dona Glosup”. Wkleja ona zdjęcia z różnych stron, które ją osobiście INSPIRUJĄ. Czemu jest taka wyjątkowa (dla mnie)? Bo spośród miliardów różnych zdjęć w całej sieci wybiera takie, jakby czytała mi w myślach! Każde z nich ma swoje miejsce w moim sercu i przypomina mi o moim własnym dzieciństwie… Nie wiem, w jakim stopniu te zdjęcia są profesjonalne, a w jakim to „kompletna amatorka” ale wiem jedno – czuję na sobie wiejący wiatr, promienie jesiennego słońca, czuję zapach bzu i konwalii i z całego serca chciałabym zamieszkać w tych specyficznych wiejskich chatkach – doświadczam tego, co jest na tych zdjęciach…
Muzyka. Ciężko mi znaleźć tak „magiczne” piosenki, jakimi właśnie są TE zdjęcia. Jednak jakiś czas temu trafiłam na kawałek polskiego (!) zespołu Twilite (nie kojarzyć z „Twilight”!) o tajemniczej nazwie: Fire. Z miejsca się zakochałam. Słowa, melodia, wykonanie, teledysk. To wszystko to JA (no, może nie fragment o grzebaniu ciała ;)). Długo wstrzymywałam się od wgrania tego kawałka na moją mp3. Bałam się, że ta piosenka może się znudzić. Po wgraniu jednak, wciąż jak słyszę ją w swoich słuchawkach, to przełączam na następną – zwykła poranna jazda autobusem na uczelnię nie jest dobrą oprawą dla „Fire”.
Zapach. Hmm… Dawno temu, jadąc na kolonię, dostałam od cioci mgiełkę do ciała o zapachu pomarańczy. Jednak od ok. 10 lat nie znalazłam jej ponownie w sklepie… A szkoda, bo jakiś czas po wakacjach, wąchając już pustą buteleczkę, wracałam duchem do tamtych beztroskich chwil w słowackich górach… Ah! Nie mogę zapomnieć o koperku, o świeżym/suszonym/mrożonym koperku. Latem, kiedy całe dnie spędzałam na podwórku, bawiąc się jak jedno z „Dzieci z Bullerbyn ”, babcia wołała mnie z okna w kuchni: OBIAAAD! I pamiętam jak na młode ziemniaczki sypała koperek… Niesamowity zapach.
Liczby, daty, nazwy, imiona… Czyli moje urodziny w Świętojanki (nie mylić z wigilią świętojańską, mówię o tym święcie „dzień po”;)) : cyfry, które tworzą moją ukochaną liczbę 6, szósty miesiąc w roku – czerwiec, i to, że Sobótka to słowiańskie święto miłości. Moje imię, które zostało mi nadane po ponad tygodniu bezimienności – wybrała mi Mama, która stwierdziła, że: „jej imię przekręcano, to moje też niech przekręcają”. Ot tak, żebym była „wyjątkowa”… I wiem, że dla mojej Mamy zawsze taka będę. Bo dla mojej Mamy INSPIRACJĄ JESTEM JA. 


Have you ever wondered what inspires you? "From the inside"? Is there something that motivates you to think and act? I'm not talking about a full stomach after Auntie delicious dinner or a black-and-white photo of jeans shorts with the US flas. Consider, if there is something which makes you feel butterflies in your stomach, something that evokes memories of carefree childhood, something that makes you start writing a novel? Or something that allows you to leave home from the computer screen, do not take with you a phone or mp3 (!), to move ahead seeking a quiet forest or meadow, lay in the grass and think ...? I found such a thing. And I'm finding this more and more often. 
I accidentally found a user "Dona Glosup" on Pinterest. She pastes pictures which inspires her. Why is she so special (for me)? Because from the billions of different images across the network she chooses the same as if  she's reading in my mind. Each of them has a place in my heart and reminds me of my own childhood ... I don't know if these pictures are professional or not but I do know one thing - I feel a blowing wind, the autumn sun, I feel scent of lilac and lily and wholeheartedly I would like to live in these specific rural huts - I experience what is in these photos ...
Music. It's hard for me to find that "magic" songs, which are like these pictures. But some time ago I found a song of Polish (!) band Twilite (not confuse with "Twilight"!) with a mysterious name: Fire. I fell in love. The words, melody, performance, music video. It's all ME (well, maybe not a fragment of burying the body;)). I didn't want to upload this song on my mp3. I was afraid that this song can become boring for me. After uploading, however, when I hear it in my headphones, I switch to the next one - the usual morning bus ride to school is not a good setting for the "Fire".
Smell. Hmm ... A long time ago, in holidays, I got from mu aunt a body mist with the scent of oranges. However, since about 10 years I couldn't find it again in a shop ... A pity, because some time after the holidays, when I was smelling the empty bottle, my soul came back to those carefree moments in the Slovak mountains ... Ah! I cannot forget about a dill, fresh / dried / frozen dill. In summer, when I spent all day in the yard, playing as one of the "Children of Bullerbyn" grandmother called me from a window in the kitchen: DINNEEER! I remember how she poured the dill on potatoes ... amazing fragrance.
Numbers, dates, names,... That is my birthday in Świętojanki (not to confuse with St. John's Eve, I'm talking about the feast "day after";)): plus the sixth month of the year - June (six is my fav number), and a fact that this day is a Slavic festival of love. I was given my name after more than a week of namelessness - my mother chose this by saying: "her name was always confusing, so with my name people will be also making mistakes". By this thing, I became "special"... And I know that for my mother I always will be special. Because, for my mother, the biggest inspiration is her daughter.