Kiedy wiemy, że jesteśmy dorośli? Albo najpierw – kiedy wiemy,
że zaczynamy dojrzewać? Tak, tak. Ja znam tą historię o buncie, dojrzewaniu „płciowym”…
Ale skupmy się na tym takim „dorosłym zachowaniu” – i nie mam na myśli od razu
bycia odpowiedzialnym za czyjeś życie czy wychowywaniu trójki dzieci…
Ja wiem, kiedy zaczynałam „bycie dorosłą”. Pamiętam jak
byłam mała i chciałam koniecznie zachowywać się tak, jak moja mama: nosić
obcasy, malować się… Mama jednak nie pozwala mi na to – czasem mogłam pobawić
się tak w domu (mam kilka bardzo upokarzających zdjęć z tamtego okresu). Ale pamiętam też, że
chciałam ZAPRASZAĆ KOLEŻANKI NA KAWĘ. Chciałam pić z nimi kawę i rozmawiać.
Tylko. I kiedyś zaprosiłam moją koleżankę Olę. Oczywiście nie piłyśmy kawy,
tylko herbatę, babcia dała nam ciasteczka, a my usiadłyśmy w pokoju i
zaczęłyśmy ROZMAWIAĆ. Ta nasza rozmowa trwała może z dwie minutki, bo zaraz
zaczęłyśmy bawić się lalkami. Wtedy wiedziałam, że to jeszcze nie jest TO –
dotarło do mnie, że nie jestem jeszcze gotowa na siedzenie przy kawie i
rozmawianie… Teraz – jest to moja ulubiona czynność. Lubię (jak Monika
Richardson w reklamie) usiąść i porozmawiać przy dobrej kawie. (Dobra kawa to
nawet zwykła rozpuszczalna kawa z biedronki – nie znam się na kawach, po prostu
uwielbiam ich smak.)
Druga rzecz – pamiętam jak wpisywałam się komuś do Złotych
Myśli. Pytanie nr 178 brzmiało – czy lubisz słuchać muzyki? Kto NIE lubi
słuchać muzyki?! Hm… ale słuchać muzyki w taki sposób, że siedzisz w fotelu i
nie robisz nic innego tylko masz słuchawki w uszach i mp3 w ręce (wtedy to
discmana)
i słuchasz. Próbowałam tak zrobić – włączyłam muzykę (pewnie z walkmana) i usiadłam. Nie dało
się wytrzymać! Tak mnie to nudziło, że poszłam z tym moim nieszczęsnym
walkmanem na dwór, przejść się, zaraz spotkałam moje koleżanki i zaczęłam się z
nimi bawić… I to był koniec mojego słuchania muzyki. Z kolei teraz mogę właśnie
nałożyć słuchawki na uszy i myśleć… albo nie myśleć…
Po takim małych rzeczach, czynnościach wiemy, że zmieniamy
się. Że dojrzewamy i może nawet stajemy się doroślejsi. Że wystarczą nam inne
rzeczy do „zabawy”. Nie musimy biegać po podwórku i krzyczeć. Ale ja właśnie
CHCIAŁABYM biegać po podwórku i krzyczeć, i spędzać całe dnie na drzewie czy na
trzepaku.
Ale teraz musi mi wystarczyć kawa…
Przecież jestem dorosła.
dawno do Ciebie córciu nie zaglądałam :( jak już będą wakacje pójdziemy i razem posiedzimy na drzewie, bo trzepaków już nie ma, bo też nie lubię tej dorosłości :( ale za to mam Ciebie, Kocham Cię mój cudowny mały człowieku :*
OdpowiedzUsuńA mnie niedawno naszedł taki nastrój, chęć powrotu do dzieciństwa. Czuję zmiany, które już zachodzą, ale nie w pełni. Nie jestem już tą samą, roześmianą osóbką, teraz wiecznie mam zmartwienia a i mniej się uśmiecham. Wszystko stało się bardziej skomplikowane...
OdpowiedzUsuń